Wywiad pochodzi z 22 kwietnia 2010 roku i został zamieszczony w Hong Kong Magazine. Colette Ko (顧美玲) zmarła 23 sierpnia 2010 roku (4 stadium raka trzustki).
Prowadząca życie noce doyenne Colette Koo jest założycielką legendarnego klubu nocnego Drop i baru/restauracji FINDS. Jest także punkiem, aktorką i producentem filmowy. Colette Koo opowiada Johannes Pong o swoim życiu, marzeniach, aspiracjach i umieraniu na raka.
Urodziłam się w Londynie. Moja rodzina powróciła do Hongkongu, kiedy miałam sześć czy siedem lat.
Moja mama mówi, że zawsze byłam niezależnym dzieckiem.
Rodzice zabierali mnie na kolację i często odnajdowali przy innych stolikach gawędzącą z kompletnie obcymi osobami. Już w tak młodym wieku byłam towarzyskim motylem.
Jestem najstarsza z rodzeństwa brata i czterech sióstr. Lubię być częścią wielkiej rodziny, bo jeśli musisz walczyć, zawsze znajdziesz kogoś obok siebie.
I zawsze byłam marzycielem. Byłam jedynakiem przez pierwsze pięć lat mojego życia.
Zawsze miałam tę przewijającą się fikcję w mojej głowie. Naprawdę byłam w świecie fantazji.
Nigdy nie mogłam się zdecydować kim być? Aktorką? Projektantką? Pisarką? I nadal nie wiem ale zawsze chciałam być sławna. Dzieci pragną uwagi i blasku.
Nie sądzę, by mój umysł mógł wytrwale podążać jednym torem by być sławną osobą. Zbyt łatwo się rozpraszam.
Poszłam do szkoły artystycznej w Londynie. Był to początek ery punk a ja znalazłam się w środku tego wszystkiego. Mój współlokator znał naprawdę dobrze Boy George’a.
Wróciłam do Hongkongu z częściowo ogoloną głowę i niebieskimi włosami.
Nigdy nie miałam portfolio. Oni po prostu spoglądali na mnie i mówili: “Jesteś artystką, masz pracę.” Więc robiłam dużo stylizacji, fotografii oraz artystycznej reżyserii filmów.
Dzisiaj jest nas pełno, ale w tamtych czasach, ktoś kto miał pojęcie o sztuce i był dwujęzyczny stanowił cenny nabytek.
To prowadziło do wielu niezwykłych prac, które następowały po sobie. Pracowałam przy takich filmach jak: “Shanghai Surprise”, “Ostatni cesarz” i “Imperium Słońca”.
Postanowiłam wrócić do szkoły teatralnej w Wielkiej Brytanii, kiedy miałam już 30 lat. Pracowałam przy wielu sztukach teatralnych, jak i serialach telewizyjnych.
Nienawidzę spotykać ludzi, którzy narzekają: “Ach, chciałbym zrobić to i to, ale …” Po prostu zrób to.
“Jestem za stary” jest także złym usprawiedliwieniem. Nauczyłam się jeździć na snowboardzie, kiedy byłam już po czterdziestce. Nie wydaje mi się, że jestem odważna, tylko uparta.
I wróciłam do Hongkongu i pomyślałam o otwarciu chińskiego baru piwnego, z kiczowatym rzeźbami Mao. Cóż, to był rok 1997.
Potem wpadłam na DJ Joel Lai, tuż obok tego miejsca gdzie obecnie znajduje się klub Drop. Oboje szukaliśmy miejsca. Reszta jest historią.
I zostałam twarzą “Drop” przez trzy lata. Nigdy nie piłam tak dużo alkoholu w swoim życiu. I więcej już nie piję od tego czasu.
Co zabija kreatywność w Hongkongu to czynsz.
Wszystkie rzeczy, które tworzą Hongkong nie daje się żadnych szans na przeżycie.
Singapur, Kuala Lumpur, Tajlandia, mają fajne, nowoczesne sklepy i kawiarnie, ale także rzeczy z przeszłości.
Rząd ma możliwość powstrzymania tego (chodzi o wysokie czynsze), ale nie zdaje sobie sprawy, ponieważ nie jest tym zainteresowany. Wg. mnie, rząd nie lubi Hongkongu. Nie wiedzą jak ją (przeszłość) pielęgnować i nie wiedzą jak ją sprzedać.
W zeszłym roku, odkryłam, że mam raka. To był czwarty etap.Nikt nie żyje wiecznie. Zawsze czegoś więcej chcesz doświadczyć w życiu, nieważne czy masz 50 czy 15 lat.
Spójrz na to w ten sposób, kiedyś się martwiła: “Jestem ciągle singlem, co zrobię gdy będę miała 80-kę na karku?” Może nie muszę się już tym martwić.
Specjalnie z tym (rakiem) nie walczę. Po prostu akceptuję każdy etap, który nadchodzi. I cieszę się każdym dniem, który nadchodzi.
Miałem szansę żyć pełnią życia, więc uważam się za osobę szczęśliwą. Naprawdę nie ma potrzeby trzymać się życia tylko po to by się go trzymać.