Nie ukrywam, że jestem pod wrażeniem wczorajszego protestu. Protestu może i skazanego na klęskę, choć organizacyjnie świetnie przygotowanego. Najważniejsze co odróżnia wczorajszy protest od tych z 2014 roku to brak lidera. Nie było wczoraj osoby wskazującej palcem co protestujący mają robić. Wszak mimo różnic w poglądach na np. budowę barykad, cel wczoraj każdy miał ten sam – doprowadzić do okrążenia parlamentu i zmusić Carrie Lam do wycofania kontrowersyjnej ustawy z obrad parlamentarnych.
Nie było stąd wytycznych, nie było centrum protestu, godziny rozpoczęcia i zakończenia. Sprawnie działało zaopatrzenie. Znikąd pojawiał się samochód z plastikową dużą torbą z wodą, maseczkami, okularami. Z ulicy torbę zgarniali protestujący i dystrybuowali wodę i maseczki sprawiedliwie wśród potrzebujących. Kto za to płacił? Nie mam pojęcia. To mógłby być każdy. Znany z popierania protestów właściciel dziennika Apple Daily Jimmy Lai, mogli to być prodemokratyczni parlamentarzyści, i właściwie każdy z nas. Wszak niewielki to problem i wydatek zapakować kilka zgrzewek wody, trochę batoników i zamówić samochód. Kierowca już sobie z dostawą poradzi. Podejrzewam, że jednak spora część tych transportów była koordynowana, gdyż obszar objęty protestem był duży.
Z chwilą wystrzelenia przez policję pierwszych pojemników z gazem, młodzież szybko potrafiła rozstawić punkty medyczne dla potrzebujących. Osoby z megafonami informowały o tym co dzieje się na froncie walki, przy parlamencie. Były też osoby rozstawione w punktach widokowych i obserwujące działania policji.
Po prostu świetna robota!
Tu już nie było czasu na selfie z barykady. Używanie publicznej sieci WiFi było niewskazane, zalecano w ogóle nie używać telefonów a jeśli już to wysyłając kodowane wiadomości w aplikacjach Telegram i Signal. Czyli już nie Facebook i Whatsapp jak w 2014 roku. Protestatnom radzono owijać metalową folią dowody osobiste i karty kredytowe. Karty Octopus pozostawiano w domu a na przejazd używano biletów jednorazowych, nie pozwalających na identyfikację podróżnego.
I nie mówię tutaj o dorosłych osobach. Większość wczorajszych protestujących to młodzież. Od 15-tki do 20+. Młodzież, która nikogo nie chce słuchać, młodzież buntownicza, młodzież nie uznająca autorytetów. Twierdzenie tutaj, że CIA mogło mieć wpływ na nich, pomóc im w organizacji protestu a nawet ich opłacać jest absurdalne. Wystarczyło tam wczoraj pójść, popatrzeć na nich, porozmawiać. To studenci w większości zdesperowani, zirytowani, źli.
Oni walczą już nie o naszą ale własną przyszłość. Większość polityków oraz ich rodziców nie dożyje 2047 roku, roku w którym Hongkong ma na dobre powrócić do Chin. A oni, w tym bagnie pozostawionym przez żądnych władzy i pieniędzy polityków, będą niestety musieli jakoś funkcjonować.