Rozważania niedzielne o demokracji

Ostatni gubernator Hongkongu Chris Patten (na zdjęciu), tuż przed opuszczeniem miasta w 1997 roku odwiedził szpital dla umysłowo chorych. Tam od jednego z pacjentów usłyszał pytanie: “Dlaczego naród (Wielka Brytania) szczycący się najstarszą demokracją na świecie, przekazał Hongkong innemu krajowi (Chiny) pozbawionemu takich referencji (mandatu), nie konsultując tego z jego (Hongkongu) mieszkańcami”. Jak zauważył po opuszczeniu szpitala doradca gubernatora, było dziwne że osoba z najbardziej rozsądnym pytaniem w Hongkongu jest w szpitalu dla umysłowo chorych.

Decyzja chińskiego parlamentu w minioną niedzielę z pewnością zaskoczyła większość Hongkończyków, którzy liczyli na odrobinę wyrozumiałości partii komunistycznej. Ta jednak zadecydowała, że demokracji w Hongkongu nie będzie a społeczeństwo wybierze swojego lidera, spośród kandydatów zatwierdzonych przez partię. Opozycja została odstawiona na boczny tor.

Zapewne nie należy dziwić się chińskim władzom, które w ten sposób zapewniły sobie wewnętrzny spokój, wszak każdy hongkoński demokrata, o ile nie każdy mieszkaniec Hongkongu to jeśli już nie zdrajca narodu chińskiego to zdrajca potencjalny i narażanie się na ryzyko oddania władzy zdrajcy byłoby przecież niewłaściwe.

Zdanie mieszkańców Hongkongu tutaj się nie liczy i chyba nigdy przez partię nie było brane pod uwagę.

Co jednak niemal zawsze irytuje to sieć kłamstw z zamachem rozsiewana przez Pekin po ogłoszeniu każdej decyzji partii. Pekin pociągnął za wszystkie możliwe sznurki i teraz każdy chiński i prochiński polityk opowiada brednie w rodzaju, że Hongkong będzie miał w końcu demokrację, której Wielka Brytania nie mogła zapewnić przez 150 lat, że może i demokracja dana przez Pekin nie jest doskonała ale na pewno w przyszłości będzie lepiej, że należy bezwzględnie wykorzystać tę jedyną szansę na demokrację bo drugiej nie będzie, itd, itp. Ze swojej kryjówki głowę wychylił nawet pierwszy komunistyczny szef rządu Hongkongu Tung Chee-hwa, odważnie nazywając plan Pekinu demokracją prawdziwą.

Dla przypomnienia, to gubernator Chris Patten, ku niezadowoleniu Chin i hongkońskich biznesmenów po objęciu urzędu gubernatora w 1992 roku rozpoczął wprowadzanie demokracji w Hongkongu. Tej prawdziwej. Niestety po przejęciu Hongkongu przez Chiny w 1997 roku, pierwszy demokratycznie wybrany parlament Hongkongu w 2005r., zastąpiony został niedemokratycznym tymczasowym a demokracja mimo obietnic nigdy już do Hongkongu nie powróciła.

Przeglądając lokalną prasę w minionym tygodniu, za każdym razem złościła mnie także reakcja Chin na opinie innych państw, szczególnie Wielkiej Brytanii. Tu każda krytyczna uwaga od razu wrzucana jest przez Pekin do worka z napisem: “Ingerencja w sprawy wewnętrzne Chin, odeprzeć atakiem, kłamstwa wskazane”. Nie ma miejsca na dyskusję, czy rzeczowe wyjaśnienia.

Zapewne wielu stawia pytanie, czy Wielka Brytania ma jeszcze moralne prawo upominania Chin w sprawie Hongkongu? Tak. Wielka Brytania jest niczym wyrodna matka, która po adopcji i latach opieki przekazała dorosłego, lecz nie do końca umysłowo rozwiniętego syna złej i chciwej biologicznej matce. Nie możemy odmówić jej prawa do troski, niezależnie od tego co stanowią traktaty. Kropka i wykrzyknik!

Oczywiście Wielka Brytania ma także to prawo nie tylko moralne, z racji bycia sygnatariuszem  tzw.Sino-British Joint Declaration (umowa podpisana przez Margaret Thatcher w 1984 roku  w Pekinie, na podstawie której Wielka Brytania formalnie przekazała Hongkong Chinom, z chwilą wygaśnięcia 99-letniej dzierżawy Nowych Terytoriów). Choć mając na uwadze rosnącą wymianę handlową pomiędzy Wielka Brytanią a Chinami, na znaczącą ingerencję Wielkiej Brytanii nie ma raczej co liczyć a głos ostatniego gubernatora Hongkongu Chrisa Patten’a wzywający premiera Camerona i brytyjski rząd do przyjęcia moralnej odpowiedzialności, za to co aktualnie dzieje się w Hongkongu, najpewniej odbije się od kilku brytyjskich biurek niczym echo, po czym zniknie przez nikogo niepokojone.

Brak demokracji w Hongkongu na pewno zaważy negatywnie na rozwoju miasta. To poważne zagrożenie dla wolności wypowiedzi i swobód obywatelskich. Już teraz dochodzą nawoływania by nowemu “demokratycznie” wybranemu szefowi rządu w 2017 roku zezwolić na większa władzę, by każda jego decyzja nie musiała być zatwierdzana przez parlament. To może być początek końca Hongkongu jaki znam i kocham. Pozostaje tylko wierzyć, że wyjątkowych duch łączący wszystkich Hongkończyków pozostanie, wszak bez niego Hongkong stanie się kolejnym chińskim miastem bez charakteru.

Zdjęcie: SCMP, Chris Patten