Centralizacja władzy przyczyną kłopotów Xi

[divider_padding]

Autor: Minxin Pei, SCMP

Przywódca Chin nie ma czasu na złapanie oddechu. Od wojny handlowej ze Stanami Zjednoczonymi, przez kryzys w Hongkongu, po międzynarodową krytykę przestrzegania praw człowieka, prezydent Xi Jinping doznał kilku poważnych niepowodzeń w 2019 r., A jego perspektywy na rok 2020 wydają się jeszcze gorsze. Chiny mogły zakończyć wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi w maju zeszłego roku, co znacznie wzmocniłoby ich chwiejącą się gospodarkę. Jednak w ostatniej chwili chińscy przywódcy wycofali się z szeregu kwestii, które amerykańscy negocjatorzy uznali za rozstrzygnięte. Ponieważ USA poniosły również wysokie koszty z powodu wojny handlowej, prezydent Donald Trump wściekł się i dokonał zemsty.

Oprócz narzucania nowych taryf, Trump wzmógł wysiłki na rzecz ograniczenia dostępu Chin do kluczowych technologii. Niecałe dwa tygodnie po upadku umowy handlowej Trump podpisał zarządzenie zabraniające amerykańskim firmom korzystania z urządzeń telekomunikacyjnych od producentów, których administracja uznała za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Najbardziej znanym z nich jest chiński gigant technologiczny Huawei, na który Trump już miał oko od miesięcy.

Podczas gdy USA i Chiny ogłosiły porozumienie w sprawie warunków nowej umowy handlowej w fazie pierwszej, wojna technologiczna – i szersza konfrontacja między dwoma mocarstwami – będzie kontynuowana.

Oznacza to, że problemy Xi nie znikną, biorąc pod uwagę utrzymującą się zależność gospodarczą Chin od świata zewnętrznego oraz konieczność znacznego podniesienia standardu życia (mieszkańców Chin) dla utrzymania zasadności sprawowania władzy przez Komunistyczną Partię Chin.

Dalsze ryzyko wynika z Hongkongu, który pogrążył się w najgorszym kryzysie politycznym od czasu powrotu do chińskiej suwerenności w 1997 r. Wszystko zaczęło się, gdy wspierany przez Chiny szef rządu Hongkongu zaproponował projekt ustawy, która umożliwiłaby ekstradycję podejrzanych o popełnienia przestępstw w Chinach.

Patrząc na to jako element szerszej kampanii rządu centralnych na rzecz ściślejszej kontroli nad Hongkongiem, ludzie masowo wychodzili na ulice by zaprotestować.

Rząd nie chciał pójść na ustępstwa, więc protestujący stali się bardziej agresywni, a ich liczba wzrosła. Gospodarcze centrum Azji szybko stało się strefą bitwy, a policja w trakcie zamieszek strzelała gazem łzawiącym i gumowymi kulami w odzianych w czerń protestujących, którzy odpowiadali koktajlami Mołotowa i cegłami.
Minęły miesiące, zanim projekt kontrowersyjnej ustawy został formalnie wycofany, ale było już za późno, aby zwrócić dżina do butelki. Pomimo tysięcy aresztowań (ponad 6 tyś),  protestujący nie wykazują żadnych oznak wycofania się.

Pod koniec listopada, po ponad sześciu miesiącach niepokojów, rząd Chin doznał największej zniewagi, gdy prawie 3 miliony wyborców wyborach do lokalnych rad okręgowych (lub rad dzielnicy) wybrało w przytłaczającej większości siły prodemokratyczne. W tym momencie siłowe stłumienie protestów przypominające wydarzenia na placu Tiananmen w 1989 r. odniosłyby przeciwny efekt, pozostawiając Xi niewiele opcji.

Xi poniósł kolejny poważny cios w listopadzie, kiedy New York Times uzyskał ponad 400 stron wewnętrznych chińskich dokumentów dotyczących masowego uwięzienia mniejszości etnicznych – zwłaszcza muzułmańskich Uygurów – w regionie Sinciang (ang. Xinjiang ). Tylko osoby z chińskiego rządu miały dostęp do tak delikatnych materiałów, co sugeruje, że polityczni wrogowie Xi mogli celowo dokonać przesłać wspomniane dokumenty do prasy zachodniej, aby podważyć jego międzynarodową pozycję.

Xi traci także kontrolę na Tajwanie.
Pod koniec ubiegłego roku rządząca Tajwanem niepodległościowa Demokratyczna Partia Postępu (lub Postępowa), pod przewodnictwem prezydent Tsai Ing-wena, poniosła bolesną porażkę w wyborach. Ale od czasu wybuchu protestów w Hongkongu Tsai przedstawia się jako obrońca Tajwanu przed prochińskimi politykami, który zaakceptowałby model „jeden kraj, dwa systemy” (obowiązujący w Hongkongu i Makau). Wygląda na to, że Tsai zwycięstwo w wyborach prezydenckich w przyszłym miesiącu ma już w kieszeni (a Xi będzie znowu wściekły).

Xi może winić tylko siebie – a ściślej swoją nadmierną centralizację władzy – za wyzwania mijającego roku. Spory handlowe z USA, obawy o chińską ingerencję w Hongkongu i napięcia etniczne w Sinciangu poprzedzały dojście Xi do władzy pod koniec 2012 roku (czyli obecne były już wcześniej, bez wątpienia). Ale zbiorowe przywództwo Chin, choć skorumpowane i niezdecydowane, zdołało ograniczyć eskalację tych kryzysów. Na przykład, gdy ponad pół miliona osób w Hongkongu protestowało przeciwko projektowi ustawy o bezpieczeństwie narodowym w 2003 r., Rząd chiński natychmiast zgodził się na jego wycofanie.

Ponieważ Xi skoncentrował władzę polityczną we własnych rękach, proces decyzyjny został przekształcony. Ci, którzy chcą wpłynąć na politykę, muszą uzyskać dostęp do samego Xi, i mają wszelkie bodźce do zbierania (i przekazywania) informacji, zgodnie z oczekiwaniami Xi (preferencjami). Podobnie koledzy Xi ze Stałego Komitetu Biura Politycznego, obawiając się nielojalności, niechętnie dzielą się informacjami, które mogą zaprzeczyć jego poglądowi. Wiedzą, że zaproponowanie alternatywnego podejścia może być postrzegane jako bezpośrednie wyzwanie dla autorytetu Xi.

Nietolerancja Xi wobec sprzeciwu i podatność na złe informacje sprawiły, że jego rząd jest znacznie bardziej podatny na błędy polityczne. Co gorsza, ponieważ Xi musi zachować obraz wirtualnej nieomylności, nawet w sposób oczywisty nieskuteczny lub przynoszący odwrotny skutek – polityka raczej nie zostanie zmieniona.

Na razie Xi trzyma się mocno władzy. Ale mając na uwadze brak zmian w procesie podejmowania decyzji, Xi w najbliższych miesiącach będzie narażony na kolejne wyzwania. Rzeczywiście, rok 2020 może się okazać dla niego najgorszym rokiem.