Erwiana a sprawa… dziennikarska

Okazuje się, że przypadek torturowanej indonezyjskiej pomocnicy domowej Erwiana Sulistyaningsih, z lokalnej kroniki kryminalnej trafił do międzynarodowej prasy, w tym i polskiej – patrz wiadomość PAP w Puls Biznesu. W międzyczasie policja hongkońska z grupą ekspertów udała się do Indonezji przesłuchać pokrzywdzoną pomocnicę a sprawczynię pobicia natychmiast aresztowano,

Bez wątpienia sprawa wymaga komentarza, szczególnie że stosowanie przemocy fizycznej wobec pomocnic domowych wbrew domysłom i na szybko skleconym przesądom, nie jest w Hongkongu częste i robienie międzynarodowej afery jest tu trochę nie na miejscu.

Zarówno moja rodzina, jak i rodziny znajomych zatrudniają pomocnice i osobiście nigdy nie spotkałem się z przemocą stosowaną wobec nich czy nawet nieuprzejmym traktowaniem, a bywa że niejedna pomocnica staje się po latach nieformalnym członkiem rodziny.

W Hongkongu 320 tysięcy rodzin zatrudnia pomocnice a według policyjnych statystyk rocznie odnotowuje się od 30-40 przypadków wobec nich przemocy (pobicia, znęcania etc.) i  jest to drobiazg w porównaniu z przestępczością w Polsce. Dla przykładu w liczącej 360 tysięcy mieszkańców Bydgoszczy w roku ubiegłym popełniono 18 morderstw ze szczególnym okrucieństwem. O morderstwach zwykłych, ciężkich pobiciach czy zwykłych mordobiciach, nawet nie wspominając.

Co tutaj szczególnie należy podkreślić, zatrudnienie pomocnic w mieście jest ściśle regulowane przez lokalne prawo, łącznie z określeniem minimalnego wynagrodzenia (aktualnie ok.1600 zł), formą zakwaterowaniea, ubezpieczeniem medycznym, dniami wolnymi od pracy etc. Tu nie ma tzw. wolnej amerykanki.

Jasne, praca pomocnic w Hongkongu nie jest lekka, ale też czy ukraińskie służące w Polsce mają lepiej, a przecież nikt w Polsce nie protestuje przeciwko zatrudnianiu Ukrainek? Poza tym, która praca jest lekka?

Zamiast więc oburzać się i  wrzucać mieszkańców Hongkongu do jednego worka, należałoby zająć się problem braku pracy, który zmusza kobiety z Indonezji i Filipin do szukania zatrudnienia za granicą. To porada bardziej skierowana do prezydenta Indonezji, który oburzony także zabrał swój głos w sprawie.

A rada dla dziennikarzy? Zająć się przemocą u źródła: http://hongkong.info.pl/zalegalizowany-handel-ludzmi/.

A swoją drogą, dziwnie ci dziennikarze pracują. Przemilczają ważne politycznie i społecznie zdarzenia by wywlekać na światło zbrodnie i krew. A im więcej krwi tym lepiej. Gdy umarł, zaledwie kilka tygodni temu Wielki Run Run Shaw, w Polsce o nim nikt nie wspomniał. A pomijając już jego zasługi dla kina czy telewizji, Run Run Shaw jest fundatorem i twórcą Shaw Prize, odpowiednika nagrody Nobla w astronomii, naukach przyrodniczych i medycznych oraz matematyce. Run Run Shaw jednak  nikogo nie zamordował i nie okradł, stąd dla skomplikowanego dziennikarskiego światka po prostu nie miał okazji zaistnieć.