Nie milkną echa śmierci Jamelli Mangali Lo, 19-letniej studentki hotelarstwa, która w trakcie pobytu w Chinach (Zhejiang), dokąd wyjechała z końcem sierpnia na tzw. wymianę kulturalną, zachorowała na bardzo rzadką i nieuleczalną chorobę – pierwotne nadciśnienie płucne. Chorobe, ktora dotyka zaledwie 3-4 osoby w Hongkongu rocznie i dla ktorych transplantacja pluc jest jedynym ratunkiem.
Niestety, ze względu na niewielką liczbę dawców organów w Hongkongu, do przeczepu nie doszlo a Jamela wkrotce zmarla.
Jak podaja media, z koncem lipca w Centralised Organ Donation Register, zarejestrowanych bylo 172 tysiace osob, gotowych po smierci przekazac swoje organy potrzebujacym. To zaledwie 2,4% populacji Hongkongu.
Srednio rocznie organy pobiera sie od 80 do 120 osob, z czego 45-50 ransplantacji konczy sie sukcesem. Do konca 2014 roku na przeczep organow oczekiwalo 2 578 ciezko chorych osob, i jak mozna sie domyslec, zapewne wiekszosc z nich szansy na drugie zycie nie doczeka…
Hongkong dawno temu przyjal tzw. system “opt-in”, co oznacza, ze jedynie dawca organow moze byc osoba, ktora wczesniej wyrazi na to pisemna zgode. I mimo, ze blisko 65% spoleczenstwa obecnie nie wyraza sprzeciwu wobec transplanatcji organow, w rzeczywistosci w rejestrze dawcow figuruje niewielki procent spoleczenstwa, wymienione wczesniej 2,4%. Jednym z powodow sa wierzenia, szzegolnie starszych osob, ze cialo czlowieka musi pozostac nienaruszone, by moglo kontynuowac zycie po smierci.
Poza edukacja spoleczenstwa, konieczne wydaje sie byc przyjecie systemu “opt-in”, czyli narzady kazdego czlowieka po smierci moga byc wykorzystanen do przeszczepu, o ile ktos nie zglosi formalnego sprzeciwu.