[tvideo type=”youtube” clip_id=”IUUWmFLPeyU”]
Hongkong zmierza w złym kierunku. Chyba o tym każdy chyba już wie. Tu możemy przyjąć dwa sposoby postępowania. Albo podejdziemy do sprawy bez emocji, uznając że nic już nie da się zrobić, gdyż Hongkong z chwilą przejęcia przez Chiny w 1997 roku skazany został na klęskę. Lub będziemy walczyć, protestować, emocjonować się każdym niesłusznym wyrokiem, każdą brutalną akcją policji, każdym działaniem rządu przekłamującym historię, ograniczającym wolność słowa i zgromadzeń.
Z pewnością podejście nieemocjonalne zapewni nam spokój wewnętrzny i pozwoli cieszyć życiem w Hongkongu. W drugim przypadku czeka nas bez wątpienia zgorzknienie, a może nawet depresja i emigracja. Choć niekiedy także satysfakcja, że udało się zatrzymać to co nieuniknione w dłuższej perspektywie. Zatrzymać na chwilę bieg wydarzeń i stać się ważną częścią historii miasta.
Ale to taka popołudniowa dygresja, choć mająca związek z niedzielnym protestem, o którym wypada tutaj wspomnieć.
Kilkadziesiąt a może i więcej osób, protestowało w niedzielę przed kwaterą/komendą główną policji, okazują solidarność z 30-letnią Ng La-ying, skazaną 30 lipca przez sąd w Hongkongu na 3 miesiące i 15 dni więzienia za “napaść na policjanta piersią”… Nie, to nie żart. Taki wyrok wydał lokalny sędzia. Ng La-ying brała wcześniej udział w demonstracji w dzielnicy Yuen Long, przeciwko drobnym handlarzom z Chin zaopatrującym się w Hongkongu artykuły drogeryjne i nie tylko a z czym wiążą się spore utrudnienia dla miejscowej ludności.
Protestujący (ubrani w staniki), trzymali tablice z napisami m.in: “Piersi nie są bronią” i wykrzykiwali slogany, domagając się szacunku dla kobiecego ciała.
Ng La-ying apelowała, czyli jeszcze nie odbywa zasądzonej kary więzienia.